środa, 23 grudnia 2009

Bo kombinerki były brutalne - K. T. Lewandowski.


W związku, iż doczytałem że jest to kontynuacja przygód redaktora Tomaszewskiego z Noteki 2015 z chęcią zakupiłem Bo kombinerki były brutalne wydawnictwa (Lampa i Iskra Boża (Ci od Lampy i M). W skrócie po przebrnięciu dwóch rozdziałów trochę się rozczarowałem można nazwać jak nazwa jednego z rozdziałów: Wariant deliryczno schizofreniczny. No potem powiedzmy, że jest lepiej, autor powiedzmy "napierdala" się ze wszystkiego i ze wszystkich. Nawet "dziadek" Lem nie zostaje oszczędzony.
Jeśli chcemy wiedzieć co jest pod Warszawą, czy przodujemy pod względem genetyki i lubimy doszukiwać się komu aktualnie dowala autor oraz kim z realu jest właśnie opisywany bohater, to super. Można pomyśleć, że to odtrutka autora na proces z RAZem. Ale tylko dla twardzieli.

2 komentarze:

  1. Nie lubię. Noteka owszem, niczego sobie, ale autora nie lubię, czytam czasem jego posty na syffie i przypomina mi on takiego małego złośliwego chłopczyka, co to kijem szturchnie mrowisko, kotu puszkę uwiąże do ogona, żabę do studni wrzuci i napluje do ciasta - ot tak, żeby dokuczyć, żeby coś sie działo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się. A reszta to mimogi. Wrażenie jest takie, że prowadzi jakiś eksperyment/doświadczenie na temat chamstwa. Najgorsze, że zaczął pisać kryminały jak Krajewski.

    OdpowiedzUsuń