Po książkę sięgnąłem odruchowo, oryginalna okładka w formie kultowej kasety magnetofonowej typu BASF czy czytane wcześniej opowiadania w "Nowej Fantastyce" czy "SFFiH" zapowiadały interesującą książkę. Przygody młodych osób z małego miasteczka Cielęcin, gdzie zgodnie zapowiedziami powinno być "...największy rockowy rozpierdziel od czasów Nirvany", co jest trochę na wyrost. Będąc młody pacholem słuchałem "trochę" muzyki punk, to przynajmniej można było nazwać rozpierdzielem. W całości zbiorem jest niestety nudny, żeby nie powiedzieć przeciętny. Jedyne ciekawe w miarę opowiadanie to o Świętym Anzelmie, gdzie mniej już wygłupów i poważny temat oraz jedyne nie Cielęcinowe opowiadanie "Jajko", które daję nadzieję, że będzie jeszcze szansa przeczytania coś ciekawego. Młodzież pokazana w szkole przez np. Orbitowskiego w "Tracę ciepło" a w tych opowiadaniach to w sumie bez porównania, na niekorzyść Piotra. Obok leży jeszcze "Po spirali" tegoż autora, może znajdę czas.
wtorek, 10 sierpnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz